Przyznam szczerze, że o ile do niektórych mam zastrzeżenia, tak w przypadku tego syropu jestem skłonna uwierzyć w dobroczynną moc i stosować. Choćby dlatego, że ten syrop nie wymaga gotowania, podczas którego wszystkie właściwości mogą co najwyżej wyparować i jest moim kolejnym lekiem- placebo, który stosuję na dziecięce dolegliwości.
Uwierzcie mi, że dziecięcy ból znika prawie od razu po podaniu czarodziejskiego syropu!
O jego przygotowaniu i właściwościach poczytajcie poniżej.
Czy to w ogóle ma sens? O właściwościach słów kilka ;)
Z takimi domowymi lekarstwami czasem mam wrażenie, że jest tak, że działa tylko w momencie kiedy sami w to działanie wierzymy. Też to zauważyliście?
Ja np od zawsze lubię mleko z czosnkiem i masłem na przeziębienie i mam wrażenie, że mi pomaga, ale nigdy nie wierzyłam w działanie Etopiryny (w przeciwieństwie do mojej Mamy;)) i wiecie, że choćbym zjadła, to nijak nie zadziała?
Syrop z pędów sosny zdecydowanie jest moim ulubionym! Wierzę, że ciepła temperatura i cukier wyciągną z nich maksimum mocy, nie tracąc przy tym żadnych właściwości, jak to jest w przypadku np syropu z mniszka, który uzyskujemy podczas prawie trzygodzinnego gotowania. I tak go robię, bo lubią go moje chłopaki, ale czy on w ogóle pomaga?
Stąd też faworytem jest sosna i jej "plony". Zawarte w pędach olejki eteryczne mają nie tylko piękny zapach, ale też właściwości lecznicze, zwłaszcza właśnie jeśli mowa o dolegliwościach górnych dróg oddechowych. Ma działanie wykrztuśne, więc jeśli tylko poczujesz, że łapie Cię ból gardła, chrypka i kaszel, to syrop powinien pomóc. Ma działanie przeciwgorączkowe i przeciwzapalne.
Syrop z pędów sosny zaczęłam robić dopiero rok temu. Nie dlatego, że mi się nie chciało, a dlatego, że czekałam na sosny, które rosną koło mojego domu, z dala od drogi i zanieczyszczeń. Choć las za oknem, to i w nim sosny nie za wiele, a jeśli nawet, to już dość spore i dostać się na nie, by coś pozbierać graniczy z cudem. Na szczęście moje pięknie się rozrastają i staram się tak przycinać pędy, by nie ogołocić drzewa z całej jednej strony. Bo wiecie jak to jest- jeden pęd = jedna gałązka mniej.
Weźcie to pod uwagę przy zbieraniu i tak zróbcie, by w przyszłym roku nadal drzewko cieszyło, a nie straszyło swoim wyglądem :)
Kiedy i jak zbierać?
Zazwyczaj w maju, ale ten rok dał nam już tyle ciepła, że moje sosny odżyły po zimie dużo wcześniej i młode pędy mogłam zebrać już końcem kwietnia.
Jak to zrobić? Najlepiej w rękawiczkach i nożyczkami lub ostrym nożykiem. Pędy powinny mieć maksymalnie 8-10cm długości, im krótsze tym więcej mają w sobie żywicy.
Każdy pęd dokładnie przeglądamy, by nie było na nim owadów i innych zanieczyszczeń. Można przepłukać pod bieżącą, zimną wodą, a następnie delikatnie osuszyć papierowym ręcznikiem.W kilku źródłach czytałam, by obierać je z tych lepkich, brązowych łupin, ale przyznaję,że ja tego nie robiłam. Zarówno teraz, jak i w zeszłym roku. Syrop przygotowujemy od razu po zebraniu, winnym wypadku ucięte pędy stracą część swoich wartości, a na tym nam oczywiście nie zależy.
Składniki:
Ok 500g
pędów sosny
Ok 500g
cukru (w tym roku użyłam brązowego, ale w zeszłym był to cukier zwykły)
Dodatkowo
duży słoik i gaza
Sposób
przygotowania:
Zebrane
pędy sosny dzielimy na mniejsze kawałki, przesypujemy naprzemiennie cukrem- tak
by warstwy jednego i drugiego były mniej więcej równe. Słoik przykrywamy gazą,
obwiązujemy i trzymamy w cieple ok 4 tygodni. Po tym czasie syrop zlewamy przez
sitko i przechowujemy w słoiku, najlepiej w lodówce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będzie mi miło jeśli zostawisz słowo od siebie, pamiętaj jednak, że wszelkie komentarze z linkami, lądują w spamie ;)
Pamiętaj także, że pozostawiając komentarz wyrażasz zgodę na publikację jego jak i Twojego Nicku na tej stronie.