Nie tylko dla wielbicieli słodyczy, ale dla wszystkich ceniących sobie smaczną i niedrogą kuchnię. Czemu więc "Kuchnia w czekoladzie"?
To właśnie ciemna i biała czekolada są dominującymi kolorami w moim królestwie, do którego Was zapraszam:)

piątek, 29 czerwca 2018

Wegańskie lody jarmużowo-szpinakowe

Pogoda nas nie rozpieszcza. Ciągły deszcz doprowadza do szaleństwa, ale przecież nikt nam nie zabroni trochę sobie "podogadzać". Zwłaszcza, że skoro od lodów zaczęła się moja choroba, to i na lodach skończyć się powinna. W myśl zasady- czym się zatrułeś... 
Ale od początku... Kiedy jeszcze w maju Ciotka przyniosła mi sadzonki jarmużu, zastanawiałam się co ja z niego zrobię. Sam w sobie jest jednak gorzkawy i nijak mi nie podchodził... Póki pomału sobie rósł, nie zwracałam na niego uwagi. Ale kiedy zaczął się rozrastać złapałam się za głowę i myślałam, co teraz? Na szczęście wujek google przyszedł z pomocą. Gdy zobaczyłam u Eryka te lody i ich zjawiskowy kolor, nie było zmiłuj. Liście oberwałam niemalże natychmiast. Jakby mi je ktoś co najmniej miał zaraz skraść, tudzież oberwać i zjeść. Nie miałam jednak pewności, co do koloru, za to reszta szpinaku była w lodówce, więc postanowiłam połączyć składniki i liczyć na cud, że lody będą zjadliwe. Bo obawa, że nikt ich nie ruszy, była jednak spora!
Mroziłam liście i banany kilka dni, bo wierzyłam, że w końcu zaświeci słońce, a ja usiądę w ogrodzie i będę się delektować smakiem zupełnie odmiennych lodów. Nie doczekałam się! 
Adaś spał, wzięłam więc znudzonego Olusia do kuchni i razem zaczęliśmy działać. O to, że nie będzie podjadał byłam spokojna. Widząc zamrożone liście od razu powiedział "A co to? Feee!" Zaczęłam tłumaczyć, że to lody Shreka itp, choć obawiałam się, że i tak jestem już na straconej pozycji... Zapał mój trochę opadł, bo jakby nie było, największy lodożerca w domu jest na nie... 
Ale kiedy gotową masę przymroziłam, a później uformowałam w wafelku, chęć zjedzenia loda zwyciężyła. Spróbował... i zjadł! Owszem, nie całego, bo i gałek sporo, ale jedną wtrąbił na bank. Pytam, Oluś i jak te lody, zjadliwe? "No całkiem dobre, takie Shrekowe 😝
Zapraszam więc na Shrekowe, wegańskie lody i liczę na to, że i Wam posmakują!


czwartek, 28 czerwca 2018

Dżem z czerwonej porzeczki

Wróciłam ;) Pamięcią oczywiście do lat dzieciństwa i pięknych krzaków czerwonej porzeczki, która rosła tuż przy rodzinnym domu. Nie było ich dużo, ale jednak... zbierać trzeba było, bo w domu nic nie mogło się zmarnować. A zbierania nie lubiłam strasznie. Traktowałam jak największą karę :) Teraz za to z przyjemnością poszłabym je tam pozbierać, zwłaszcza że dało się to robić siedząc, a nie stojąc w zaroślach jak to właśnie robiłam ostatnio :) Człowiekowi nie dogodzi, nijak hihi :D 
Najważniejsze jednak, że owoce są i to całkiem sporo ;) Nie ma szans, bym sama wszystko przerobiła, bo choćby nawet, to nie będzie miał kto tego wszystkiego zjeść/ wypić. 
Pomyślę jeszcze nad kilkoma deserami, ale teraz w deszczu, to choćbym chciała nikt mnie nawet nie wygoni pod las, by zebrać choćby koszyczek... 


Chleb duński

Jakiś czas temu publikowałam na blogu przepis na chleb wieloziarnisty, gdzie nie było ani grama drożdży i zakwasu. Ciężki, chrupiący i uzależniający!
Ostatnio, na wzór właśnie tamtego przygotowałam kolejny, choć tym razem spoiwem było nie tylko siemię lniane ale też nasiona babki płesznik. Ponadto słonecznik, dynia, trochę orzechów i migdałów.
Jest zupełnie inny od tradycyjnego bochenka chleba, ale to właśnie działa na jego korzyść. Bogactwo błonnika i witamin z grupy B. Wegański, a jeśli użyjesz odpowiednich płatków- może być także bezglutenowy. Zrobisz go w kilka minut, choć ze zjedzeniem poczekać najlepiej cały dzień.
Co jeszcze można o nim powiedzieć? Że jest bardzo syty i smakuje wyjątkowo w każdym zestawieniu- słodkim i słonym. Nie kruszy się, ale pod warunkiem właśnie, że damy mu chwilę odpocząć ;) Zapoznajcie się z przepisem, a jak już upieczenie, to podzielcie się wrażeniami. Czekam!


wtorek, 26 czerwca 2018

Naleśniki ze szpinakiem i pieczarkami

Uwielbiam naleśniki. Każde jedne, choć te "wytrawne" chyba jednak bardziej. Na słodko często brakuje mi pomysłów i są po prostu z serem i cukrem pudrem. Wiem, że powinnam to zmienić, ale jakoś się nie mogę do tego zabrać ;) Za to te pierwsze mogę zrobić za każdym razem inaczej i za każdym razem będą mi smakować. Najważniejsze, by były odpowiednio doprawione i przede wszystkim ciepłe. 
Dziś mam dla Was kolejne, z serii "coś z niczego". Mleko, jajka i mąkę mam w domu zawsze! O naleśniki nie jest więc trudno. Czasem gorzej z farszem, ale przeglądając lodówkę zawsze można się natknąć na coś, co nam spasuje. Mi tym razem podpasował szpinak, którego zostało odrobinę od pieczenia ciasta i pieczarki, które kupiłam na zupę, po czym stwierdziłam, że dwóch nie chce mi się gotować (bo chłopakom pieczarkowej nie daję). Kilka minut i pyszny obiad zrobiony :)


sobota, 23 czerwca 2018

Sernikobrownie z malinami

Dzisiejszy dzień miał być w końcu jednym z dwóch spędzonych bez dzieci. W Łodzi trwa Festiwal See Blogers, na który wielką ochotę miałam jechać. Niestety, najpierw Mąż przyszedł z informacją, że wolnego nie dostanie, a teraz... teraz to i ja się rozchorowałam, więc z podróżowania i tak nic by nie było. Mam nadzieję, że przyszły rok w końcu się uda, choć to odległe czasy i lepiej nie planować.
W zamian za to, by umilić sobie jakoś ten smętny, deszczowy dzień przygotowałam pyszne, czekoladowo serowe ciacho z owocami. Bo przecież nic tak nie poprawia humoru jak czekolada, prawda?
Uwielbiam ten czas, kiedy świeże owoce są na wyciągnięcie ręki. W deserach smakują mi ogromnie i już wiem, że w tym roku prócz truskawek muszę zamrozić także maliny.
Częstujcie się, zapraszam ;)


piątek, 22 czerwca 2018

Kotlety z kaszy jaglanej i kalafiora

Mam w domu niejadka, któremu ciągle coś nie pasuje. Nie ma dnia bez marudzenia i proszenia o to, by zjadł choć odrobinę czegoś "normalnego". Tak było i tym razem, gdy zabrałam się za przygotowanie kotletów. Widząc na wstępie kalafiora pokiwał tylko głową i powiedział, że tego jadł nie będzie. Faktycznie- nie chciał nawet spróbować :( Pomyślałam- ok. Jego wybór. Nie zmuszę. Młodszy oczywiście nie grymasił, za to Tatusiowi delikatnie doprawiłam... Dodałam troszkę gałki muszkatołowej, więcej pieprzu i troszkę suszonego tymianku... Smak miały już zupełnie inny, Zjadł, a później dopiero pytał z czego one były :D Za nic nie obstawił kalafiora, bo... też za nim nie przepada 💁 Zje tylko jako dodatek i to w towarzystwie bułki tartej na masełku. 
Udało mi się jednak delikatnie "oszukać", a jeśli i Ty masz w domu "antykalafiora" spróbuj przygotować właśnie te kotlety!




czwartek, 21 czerwca 2018

Cukier różany

Zbierając w tamtym roku kwiaty dzikiej róży, miałam w planach zrobić właśnie tenże cukier. Coś mnie jednak podkusiło, że konfitura będzie lepsza, że dodam do pączków itp... Płatki przerobiłam więc na nią. W tym roku, na samą myśl o przebieraniu tych płatków nie chciało mi się robić nic... Ale nie odpuściłam. Zebrałam niewiele, jakieś 100g, ale jak przebrałam i poodcinałam te białe, gorzkawe końcówki, to spokojnie wystarczyło do wykonania cukru.
Tradycyjnie można przygotować cukier w makutrze, ale ja skorzystałam z mojego kuchennego pomocnika. Stwierdziłam, że jak nie podoła, to zawsze będę mogła przesypać i potraktować pałką ;) Na szczęście obyło się bez tego. Tefal poradził sobie znakomicie, choć może nie w kilka sekund jakby się wydawać mogło, że powinien ;) Najważniejsze, że nie musiałam robić tego ręcznie!
Publikując zdjęcie na Instagramie, zostałam zapytana o kolor. Znaczenie i to ogromne, ma barwa płatków. Najlepiej wybierać te ciemniejsze kwiaty, o bardziej intensywnym i wyrazistszym kolorze, podchodzące pod czerwień lub bordo. Ważne jest też, by były zbierane z daleka od dróg głównych i zdecydowanie bez żadnych mszyc czy innych mieszkańców różanych terenów.


czwartek, 14 czerwca 2018

Podwójnie czekoladowa tarta z owocami

Taki dzień jak dziś zdarza się ostatnio rzadko- na szczęście. Mowa oczywiście o dniu deszczowym, kiedy ciemne chmury od rana wiszą nad Twoim domem, w szyby raz za razem uderzają ogromne krople, a dzieci siedzą, wpatrzone w okno i znudzone z pytającymi oczami... Kiedy w końcu będziemy mogli iść bawić się na pole...?
Zdecydowanie nie lubimy takich dni, zwłaszcza jak pogoda najpierw rozpieszcza tyloma słonecznymi tygodniami. Ale cóż robić...Nawet z pogodą trzeba się zmierzyć, tym bardziej, że deszcz jakby nie patrzeć- potrzebny. 
Padła propozycja wspólnego kucharzenia i ... już miałam chłopaków w kuchni, siedzących na blacie i czekających na wskazówki, co mają robić. 
Jako że od rana dali trochę popalić, pomyślałam, że może czekolada poprawi mi nastrój i na nią też postawiłam. Ugnietliśmy ciasto, a później zajęliśmy się kremem. Najwięcej frajdy było oczywiście z wyklejaniem blaszki ciastem, a ile zjedli surowego przy tym... nie chcę wiedzieć :)  Po krótkiej przerwie na bajkę chłopaki byli gotowi działać dalej. Postawiłam więc przestudzoną tartę z kremem (ten przygotowałam osobiście, jestem z tych nadopiekuńczych matek, które do ognia i gorących rzeczy średnio chętnie przywołują dzieci), dałam owoce i krótką instrukcję i chyba sama do siebie westchnęłam "Niech się dzieje"... Bo i działo się... większość owoców wylądowała w brzuszkach, krem z tarty zresztą też, bo kto by czekał na stężenie jak taki dobry i bez przebierania również się nie obyło...
Dzień zleciał intensywnie, a my zanim się obejrzeliśmy, to wyszło słońce:)


Falafel- kotlet z ciecierzycy

Weganką nie jestem, nie jestem nawet wegetarianką, ale od czasu do czasu lubię spróbować czegoś nowego, a że Mąż ciecierzycę wielbi, to te kotlety koniecznie musiałam zrobić. 
Było to już jakiś czas szczerze powiedziawszy, ale ja ich smak mam gdzieś jeszcze, 
na końcu języka. 
Ściemniać Wam nie będę, że bez sosu bym je zjadła. Może i złe nie są, ale jednak z sosem i dodatkami, to dopiero jest coś! Zwłaszcza na świeżo, gdy są jeszcze ciepłe i mięciutkie. 
M. również mlaskał, a co zostało zabrał do pracy na drugie śniadanie :D Tak, to ja lubię przygotowywać posiłki, kiedy wszystko znika w mig i nic nie muszę wywalać :)



niedziela, 10 czerwca 2018

Eklerki z kremem truskawkowym

Środek dnia, a ja korzystam z wolnej chwili ;) To się często nie zdarza, ale dziś z racji niedzieli mamy w domu Tatę, który postanowił zabrać dzieciaki do lasu ;) Teoretycznie miałam chwilę odpocząć, ale wiecie jak to jest... w końcu stwierdziłam, że faktycznie przysiądę i będzie dwa w jednym, bo nie dość że odpocznę, to jeszcze podzielę się z Wami nowym wpisem! W głowie kotłują mi się już myśli, że przecież powinnam jeszcze zrobić cukier różany i lody truskawkowe, ale mam nadzieję, że zdążę i z tym, zanim wrócą ze spaceru :D
Eklerki już od dawna za mną chodziły. Oczywiście w wersji podstawowej, z bitą śmietaną. Nie byłabym jednak sobą gdybym nie wykorzystała truskawek, które uwielbiamy i są na wyciągnięcie ręki. Teraz tak sobie myślę, że całkiem fajnie, że je dodałam, bo całość wyszła taka lekko kwaśna, choć nadal z przewagą słodkości. Czyli w sam raz!
Jeśli nie macie jeszcze deseru na dziś, to jest to naprawdę świetna alternatywa, bo przygotowanie nie zajmuje wiele czasu i śmiało wyrobicie się z czasem do popołudniowej kawki ;) Nawet z dziećmi!
Deser ten zgłaszam do konkursu organizowanego na stronie Durszlak.pl - Palma- zróbmy coś dobrego!

sobota, 9 czerwca 2018

Tort szpinakowy z owocami

Nie wiecie nawet ile czasu zajęło mi napisanie tego przepisu w całości, od a do z. Urodziny Adaś miał początkiem maja, przy czym obchodził końcem kwietnia. Mamy już początek czerwca, więc wypada w końcu, by tort ujrzał światło dzienne. Choć nie mam zbytnio zdjęć w przekroju, ale mam nadzieję, że to nie będzie dla Was przeszkodą w podjęciu wyzwania i przygotowaniu czegoś podobnego.   
Nie jestem zwolenniczką tortów typowo cukrowych, dlatego i tym razem postanowiłam zrobić najzwyklejszy, a z masy cukrowej przygotować tylko ozdoby, których i tak nikt nie zjadł... (no może prócz kilku klocków). Po urodzinach został mały kawałek, a to oznacza, że był naprawdę smaczny!


piątek, 8 czerwca 2018

Knedle z truskawkami

Oj zleciał ten tydzień nie wiem nawet kiedy. Człowiek nic konkretnego nie zrobił, ale przynajmniej wrócił na chwilę do czasów dzieciństwa. Wszystko za sprawą tych knedli, które kiedyś jadło się na wakacjach non stop, a później jakby poszły trochę w zapomnienie. Albo my zrobiliśmy się bardziej wybredni i żądni nowych smaków... Mniejsza o to! Nie będziemy wnikać, bo nic nam to nie da, a czas zbyt cenny, by go na to tracić. 
Wracając właśnie do tych, co tu dużo kryć- zapomnianych smaków, postanowiłam i ja przybliżyć dzieciom kuchnię polską. Zwłaszcza, że truskawek nadal pod dostatkiem i aż żal z nich nie korzystać. Narobiłam knedli, wyżywiłam dwie Rodziny i w sumie to już myślę czy by ich w przyszłym tygodniu jeszcze nie powtórzyć, w wersji z serem lub kaszą jaglaną. Tylko Panu Mężowi muszę wcześniej pomyśleć nad konkretnym obiadem, bo wiecie przecież, że obiad z owocami to nie obiad, a deser, w rozumieniu mężczyzn, czasem mam wrażenie, że wszystkich ;) Aczkolwiek, żeby nie było, że nie jadł... zjadł na drugie śniadanie w pracy :) Za to Adaś oczywiście zjadł ze smakiem. Nawet nie wiecie, jak ja się cieszę, że w niego nie muszę wmawiać żadnego jedzenia! Je wszystko, za porządkiem :) Na słono, na kwaśno i na słodko ;) Ostrego tylko nie daję :P
Kuknijcie poniżej czy macie w domu zapas ziemniaków, mąki i truskawek i zabierajcie się za obiad! 
Z czym podacie knedle, to już Wasza sprawa. Możecie z masłem i bułką tartą, możecie ze śmietaną i cukrem, a nawet możecie z jednym i drugim, choć już bez tego cukru. Najważniejsze by Wam i Waszym bliskim smakowało!



sobota, 2 czerwca 2018

Kruche ciasto z pianką i truskawkami

Słuchajcie uważnie, bo mam dla Was pewną nowinę :P Pusto tutaj ostatnio i myślę, że powinnam się jakoś usprawiedliwić. Ostatnimi czasy praktycznie nie biorę aparatu w ręce... Ba! Nawet specjalnie nie chce mi się gotować i piec tych wszystkich pyszności, choć nie powiem, że nie zjadłabym, bo jak już są to wcinam równo :D Na apetyt narzekać nie mogę, standardowo w sumie. Wydawać by się mogło, że przecież wszystko ok, no ale jednak nie do końca. Ale o tym za chwilkę... bo teraz muszę trochę opowiedzieć o tym cieście. 
Nie wiem skąd wziął się przepis i kto był jego autorem, ale ja podchwyciłam pomysł z TEGO bloga. No bo wiecie, jest już w sumie czerwiec (miałam pisać że maj- tak to jest jak się do szkoły nie chodzi), że truskawki na każdym kroku i z każdym dniem tańsze, to i wykorzystać należy je na wszelkie możliwe sposoby. No ale skoro wiecie już, że ja taka trochę niedyspozycyjna teraz, to i sama nie wymyślam, tylko- mówiąc wprost- szukam inspiracji. Jedną z nich było właśnie to ciasto, które ja delikatnie tylko zmodyfikowałam po tym, jak w żadnym z pobliskich sklepów nie znalazłam budyniu malinowego. Nie wiem, co będzie kolejną inspiracją, ale zamówiłam u Pana Męża następną partię truskawek, więc chyba należy zacząć szukać. Choć na samą myśl, że powinnam spiąć poślady i coś zrobić ogarnia mnie niemoc. Liczę, że za jakiś czas mi ta "faza" przejdzie i wrócę do normalności. No bo ileż człowiek może mieć tego lenia...
Kochani nie chcę nawet wiedzieć, o czym pomyśleliście czytając wstęp, ale skoro już wiecie, o co, a raczej o kogo chodzi, to może doradzicie, co zrobić, by się go skutecznie, raz na zawsze pozbyć! Zrobił się na tyle uciążliwy, że nawet jak już wezmę i zrobię zdjęcia, to siedzi mi na ręce i nie pozwoli przepisu napisać. I tak odkładam wszystko na później... a później zapominam, co ja to pisać miałam ;)