Uwaga! Kolejne lokowanie produktu przed Wami 😜
Tym razem na "tapecie" #krakus i jego koncentrat barszczu ;) Marka sama w sobie znana mi już od dłuższego czasu, ale pokochałam ją tak na dobre jakiś czas temu, kiedy po raz pierwszy spróbowałam czerwonego barszczu z kartonu. Możecie wierzyć lub nie, ale oboje z Mężem piliśmy go bez żadnej dodatkowej "obróbki". To był początek... A głowę straciłam w momencie gdy w obrocie pojawiły się buliony. Nigdy się Wam nie przyznawałam, ale jeśli nie mam domowej bazy do zupy (bo i tak się zdarza), to używam właśnie te koncentraty. Z jednego wychodzi mi spora porcja, spokojnie na dwa dni. Problem mam tylko z ich zakupem, ale na wiosce otworzyli nowy sklep, może będzie inaczej... ? 😁
Co do samego barszczu w słoiczku- chyba po raz pierwszy miałam przyjemność z nim kucharzyć, ale jest tak intensywny- zarówno w smaku jak i barwie, że kto wie czy teraz nie będę szła na łatwiznę. Nie zawsze- co to, to nie, ale sporadycznie myślę, że warto ;) Już wiem, że będzie zdecydowanie szybciej, a równie smacznie.
Dziś korzystając z niego przygotowałam #chlodnik. Nie byle jaki, bo z dodatkiem owoców i lodów(!). Ten tradycyjny z jajkiem i koperkiem już jest na blogu, więc chciałam Was zaskoczyć czymś nowym. Pewnie się zastanawiacie jak smakował i czy dało się go zjeść...? Owszem dało! Nie zrobiłam wiele, bo też miałam obawy. ale słoiczki rozeszły się i wróciły puste, co niektóre nawet umyte 😄 #Sprytnieizdrowo 😎 Lodami chciałam przekonać mojego starszaka, ale co Wam będę ściemniać, nie udało się, bo w tym samym czasie Tata wyskoczył z kinderką... Jego strata ;) Mam nadzieję, że w przyszłości mu się odmieni i wszystko będzie "zmiatał" z talerza :)
Składniki
na 4 porcje:
Osobno mieszamy dwa jajka z mąką, łyżką oleju i szczyptą soli. Ciasto ma być lejące, ale zwarte. Łyżeczką nabieramy i wrzucamy małe porcje na gotującą się wodę. Kluseczki gotujemy 2 minuty, kilka razy mieszamy, by nie przywarły do dna. Przecedzamy i lekko przestudzone dodajemy do chłodnika. Podajemy schłodzony.
Tym razem na "tapecie" #krakus i jego koncentrat barszczu ;) Marka sama w sobie znana mi już od dłuższego czasu, ale pokochałam ją tak na dobre jakiś czas temu, kiedy po raz pierwszy spróbowałam czerwonego barszczu z kartonu. Możecie wierzyć lub nie, ale oboje z Mężem piliśmy go bez żadnej dodatkowej "obróbki". To był początek... A głowę straciłam w momencie gdy w obrocie pojawiły się buliony. Nigdy się Wam nie przyznawałam, ale jeśli nie mam domowej bazy do zupy (bo i tak się zdarza), to używam właśnie te koncentraty. Z jednego wychodzi mi spora porcja, spokojnie na dwa dni. Problem mam tylko z ich zakupem, ale na wiosce otworzyli nowy sklep, może będzie inaczej... ? 😁
Co do samego barszczu w słoiczku- chyba po raz pierwszy miałam przyjemność z nim kucharzyć, ale jest tak intensywny- zarówno w smaku jak i barwie, że kto wie czy teraz nie będę szła na łatwiznę. Nie zawsze- co to, to nie, ale sporadycznie myślę, że warto ;) Już wiem, że będzie zdecydowanie szybciej, a równie smacznie.
Dziś korzystając z niego przygotowałam #chlodnik. Nie byle jaki, bo z dodatkiem owoców i lodów(!). Ten tradycyjny z jajkiem i koperkiem już jest na blogu, więc chciałam Was zaskoczyć czymś nowym. Pewnie się zastanawiacie jak smakował i czy dało się go zjeść...? Owszem dało! Nie zrobiłam wiele, bo też miałam obawy. ale słoiczki rozeszły się i wróciły puste, co niektóre nawet umyte 😄 #Sprytnieizdrowo 😎 Lodami chciałam przekonać mojego starszaka, ale co Wam będę ściemniać, nie udało się, bo w tym samym czasie Tata wyskoczył z kinderką... Jego strata ;) Mam nadzieję, że w przyszłości mu się odmieni i wszystko będzie "zmiatał" z talerza :)
750ml
maślanki
100ml
koncentratu barszczu Krakus
1
duże jabłko
6
suszonych śliwek
1
duża gałka lodów jogurtowych
1
pęczek natki botwinki
Pieprz
do smaku
Lane
kluseczki:
2
jajka
Ok 6
łyżek mąki
Szczypta
soli
1
łyżka oleju
Sposób
przygotowania:
Jabłko
obieramy, śliwki drobno kroimy lub siekamy w rozdrabniaczu. Maślankę przelewamy
do garnka, dodajemy koncentrat barszczu oraz pozostałe składniki. Miksujemy
blenderem, doprawiamy do smaku (wbrew pozorom pieprz jest wg mnie fajnym
dodatkiem!)
Natkę
botwiny siekamy nożem i dodajemy do chłodnika.
Osobno mieszamy dwa jajka z mąką, łyżką oleju i szczyptą soli. Ciasto ma być lejące, ale zwarte. Łyżeczką nabieramy i wrzucamy małe porcje na gotującą się wodę. Kluseczki gotujemy 2 minuty, kilka razy mieszamy, by nie przywarły do dna. Przecedzamy i lekko przestudzone dodajemy do chłodnika. Podajemy schłodzony.
Bardzo fajna propozycja! Z lodami? :) moja Zuzia by zjadła tak samo jak mój z arbuzem, a nawet jeszcze prędzej :D to lodożerca :D
OdpowiedzUsuńNo widzisz, a Olek stwierdził, że obiad jadł, więc czas na deser :D
Usuńz tymi lodami to dopiero ciekawy pomysł :)
OdpowiedzUsuń